matka rządzi matka radzi matka nigdy cię nie zdradzi

Posts tagged ‘karmienie piersią’

elaborat na temat prywatnej mleczarni

jedna z historii na przekór wszelkim eufeministycznym opowieściom o macierzyństwie. nie zaliczam się do grupy matek na tzw laktohaju, nie wyobrażam sobie również siebie bez obciny wystawiającej cycek w miejscu publicznym, a okres karmienia wspominam jako ostry fajt – świętą wojnę z położnymi, zastępem gadających głów, ssającym i samą sobą.

jeszcze w ciąży, postanowiłam że będę karmić pół roku i prawdę mówiąc ta myśl pozwoliła mi przetrwać kilka mocnych kryzysów, a kolorowo nie było już od samego początku. wraz ze szpitalną traumą, do samego końca towarzyszyły nam silikonowe kapturki, bez których młody strzelał focha. kilka razy w ciągu sześciu miesięcy musiałam też znosić sentymentalny lament za oddziałową butlą. od czwartego miesiąca zaczęłam oswajać oseska z nowościami. najpierw bezglutenowe kaszki, stopniowo warzywa i powoli mięso. ze wszystkim ostrożnie, powoli, bo był atopowcem. nie udało mi sie jednak dokończyć procederu w modelowy sposób, ponieważ sam Anton zbojkotował mamine jedzenie.  Przez cały ten balonowy okres rozpływałam się w marzeniach jak to będzie miło odzyskać swoje ciało a tu.. pfffff pstryk w nos. nie powiem – ubodło.

strumień świadomości dopadł bezszelestnie.. oto właśnie zakończył się etap projektów z dedlajnem, a w jego miejsce wkrada się never ending story. w życiu nie pomyślałabym, że będę skłonna do takiej nostalgii za czymś co nieraz wydawało mi się hardkorem. przeszyło mnie poczucie bycia niepotrzebną, odrzuconą, wrażenie że już nie jestem wyjątkowa… chwilę się porozczulałam i postanowiłam… pomyśleć o tym jutro 😉

cyc papa part 2

od pieluchy do gara, od gara do gara, od gara do brykania od brykania do pieluchy od pieluchy do spania od spania do netu od netu do pieluchy… młyn, młyn czas z niego wyjść, czas się ogarnąć!

jeden z pierwszych etapów mojej małej stabilizacji, kawa na ławę dla współlokatora, krok w stronę świętego spokoju (chociaż jego namiastki) – MENU czyli karta wyrafinowanych dań dla kształtującego się podniebienia. co by się młodemu nie znudziło zmieniam kolejność i dodaję coś nowego raz na jakiś czas.. generalnie dużo wapnia i żelaza i jak najmniej słoików, no i gdy tylko się da smyczur jada razem z nami, to co my jemy. na te chwile gdy się nie da przygotowuję kilka porcji i mrożę gotowe zestawy obiadowe.

przeczesując sieć w celu uzupełnienia wiedzy na temat prawidłowego odżywiania niemowlaków natknęłam się na takie oto cudo….. http://www.babyledweaning.pl/ estetycznie.. modnie.. aż by się chciało. po głębszej analizie jednak toż to nic nowego! przecież tak mnie karmiła moja mama, gdy słoiki dostępne były jedynie za dewizy w pewexie, a o czymś takim jak blender to nikt nawet nie śnił. “alternatywna metoda karmienia dzieci” przypomniała mi słynne jajeczko po wiedeńsku…

swoją drogą ciekawe czy doczekam się strony internetowej poświęconej jedzeniu np. świeżego jabłka.. wraz z instrukcją.

cyc pa pa

1,2,3… zaczynamy. minęło pół roku i pojawiły się pierwsze zęby 🙂 tak więc czas rozpocząć pożegnanie z pierwszym przyjacielem. aby nie było aż tak boleśnie, przyjęłam zasadę im mniej cycka, tym więcej mamy.. padamy sobie więc w objęcia i pląsamy!